Więzienia i areszty. Przemilczany świat poza kontrolą
- Naruszenia praw więźniów są trudne do udowodnienia. Osadzeni mają ograniczony kontakt, a urzędnicy zaprzeczają, by do czegokolwiek doszło. Zdarzają się sytuacje, kiedy zakłady karne współpracują ze sobą oraz z prokuraturą i sądami penitencjarnymi, aby tuszować nadużycia – mówi mediator sądową, Beatą Jackowiak w rozmowie z Andrzejem Ciepłym z Klubu Jagiellońskiego.
Takich rozmów o nadużyciach i patologiach w polskim systemie penitencjarnym u nas nie ma. Od czasu do czasu się pojawiają. O tym się nie mówi. Rozmowa jest o więźniach, osobach skazanych. Tam jest źle, ale piekłem są także areszty śledcze. Przypomnę, że przebywają w nich osoby nie skazane, w świetle prawa niewinne.
Przytoczę jeszcze jeden fragment rozmowy:
- Dużo osób skarży się też na transport. Skazani są nierzadko przewożeni po trasach liczących nawet kilkaset kilometrów. Zgodnie z przepisami należy im się odpowiedni prowiant na drogę i woda, ale miałam skargi, że ludzie tego nie otrzymują. Zdarza się też, że nie mogą załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych w czasie transportu. Te wszystkie sprawy są tak trudne, bo oczywiście nie ma na to żadnych materialnych dowodów. To zawsze jest słowo przeciwko słowu. Skazany nie ma telefonu, nie może nic nagrać. Osoba taka jak ja, która monitoruje sytuację, też nie może mieć żadnego nośnika elektronicznego. To jest wyłącznie moje słowo, a wiadomo, że urzędnicy będą zarzekać się, że do takiej sytuacji nigdy nie doszło.
Całość lektury zajmie wam 7 minut, tutaj link >>>