2023-02-05
Czarnecki zapomniał o "Follow the Money." Rozdział z książki "Wszystkie chwyty dozwolone. Afera GetBack"
Obrona poprzez atak? Leszek Czarnecki zarzucał swoim podwładnym działanie na szkodę Idea Bank. Obecnie prokuratura chce jemu postawić zarzuty oszustwa na szkodę 1140 klientów Idea Bank na kwotę 227 mln. zł. Do sądu trafił drugi wniosek o aresztowanie Czarneckiego. Skąd taka zmiana ról?

Leszek Czarnecki (główny udziałowiec Idea Banku) złożył do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłych członków zarządu. W dniu 26 lutego 2019 r. zatrzymano członków zarządu i dyrektorów banku. Postawiono im zarzuty związane z wprowadzaniem klientów w błąd co do gwarancji zysku i bezpieczeństwa inwestowania w papiery dłużne GetBacku, a tym samym działanie na szkodę banku. Obecnie prokuratura chce jemu postawić zarzuty oszustwa na szkodę 1140 klientów Idea Bank na kwotę 227 mln. zł. Do sądu trafił drugi wniosek o aresztowanie Czarneckiego. Skąd taka zmiana ról? Przypomnijmy.
Znacząca postać świata polskiej finansjery:
– Wielu zapomniało rzeczywiście, wielu udaje, że nie pamięta, że tej afery nie byłoby bez bankiera Leszka Czarneckiego i szczególnej ślepoty pracowników kontroli z instytucji, którym powinno się ufać. Właściwie książkę mógłbyś zatytułować „Nietykalny”. Zobacz, jak Czarneckiemu udało się odkleić od tej afery. Dla wielu to on jest poszkodowany.
– Złożył doniesienie do prokuratury na swoich ludzi, na zarząd Idea Banku. Mówi o sobie, że to on jest poszkodowany – odparłem i dodałem: – Bez funduszu Abris też nie domknie się tej sprawy.
Mój rozmówca uśmiechnął się i powiedział:
– W biznesie obowiązuje zasada Follow the Money – winien jest ten, kto zarobił albo mógł zarobić.
– Prokuratura, służby, KNF twierdzą, że ustalenie tego jest trudne – rzucam.
– To wcale nie jest trudne. Wystarczy sprawdzić przelewy bankowe i przeanalizować duże transakcje sprzedaży portfeli. A założenia okołotransakcyjne zbacktestować do rzeczywistego performance’u. Do tego w bankach, które sprzedały portfele, sprawdzić, ile zarobiły na sprzedaży i ile rozwiązały rezerw, i jesteśmy w domu. Zobaczymy, kto zarobił na sprzedaży i kto oraz ile zarabia po nabyciu. Proste jak drut, wystarczy tylko chcieć.
Czarnecki zapewnia, że zostawił GetBack w stu procentach czysty
Konferencja WallStreet 22 w Karpaczu odbyła się w 2018 roku, tuż po wybuchu afery GetBack. Gościem specjalnym był Leszek Czarnecki. Spotkanie odbyło się pod hasłem „Studium nowoczesnego przywództwa”. Eryk Stankunowicz, zastępca redaktora naczelnego magazynu „Forbes”, rozmawiał z miliarderem o jego nowej książce „Lider Alfa".
– Przechodzimy do tematu, na który wszyscy czekają – zagaił Stankunowicz.
Rozbawiony Czarnecki odparł:
– To nie ja byłem Ewą, to nie ja skradłem niebo.
Dziennikarz jednak nie dał się zbić z tropu:
– Do 2016 roku był pan w tym jakoś, GetBack – początek nazwy już wskazuje na pochodzenie z pana stajni. Co się takiego wydarzyło, że ta firma okazała się porażką, także dla wielu inwestorów obecnych na tej sali? Od razu powiem, żeby pan wiedział, czego się spodziewać, że zadam cztery pytania: Jaka jest geneza problemów tej firmy? Co miało decydujący wpływ na obecną sytuację GetBacku? Jak pan ocenia zachowania osób zarządzających spółką w obliczu problemów z płynnością, które ona obecnie posiada? Jakie widzi pan szanse na rozwiązanie problemów, z jakimi boryka się GetBack.
– Świetnie, ale tak po kolei – poprosił Czarnecki.
– Geneza problemów, dlaczego tak to się wszystko popsuło?
– Sprzedawaliśmy GetBacka na przełomie 2015 i 2016 roku. Umowę podpisaliśmy na początku marca, ale praktycznie w styczniu-lutym nie tykaliśmy już firmy, tylko negocjowaliśmy. Na koniec 2015 roku spółka miała całkowite zadłużenie 470 milionów, 14 miliardów złotych portfela, i pokazała zysk 120 mln, będzie miała prawie 300 mln w tym czasie. Z tych 470 mln to mało tego, bo tylko niecałe 250 mln pochodziło od zadłużenia z zewnątrz, a reszta to było zadłużenie z grupy. W jednym z wywiadów, notabene w pańskim miesięczniku, prezes Kąkolewski stwierdził… Mogę zacytować, jak pan chce.
– Ja tylko powiem, że poprosiłem autora o przeproszenie za ten tekst i zrobiliśmy to.
– Dlaczego? On mi się bardzo podoba – zaśmiał się Czarnecki.
– Włączyliśmy się w tę kampanię niechcący zupełnie.
– Bardzo mi się podoba. To ja zacytuję.
– Napisaliśmy po prostu, jaka to świetna firma. Wszyscy to mówili.
– To inny cytat, pana Kąkolewskiego na mój temat.
– Myślałem, że będzie pan cytował tekst o Kąkolewskim, prezesie Kąkolewskim, naszego autora, który tam uległ zaczarowaniu.
– Nie, to wszyscy wiemy. „Budujemy wreszcie wspaniałą firmę, bo wbrew wszelkim opiniom od pana Czarneckiego nie dostałem prawie w ogóle kapitału, cały czas trzymał nam nóż na gardle”.
– O matko, tak było?
– Tak jest – przytaknął Czarnecki.
– Tak było naprawdę?
– Proszę państwa, w zeszłym tygodniu dzielni akcjonariusze wprowadzili uchwałą walnego zgromadzenia bardzo restrykcyjne zasady gospodarki finansowej i zdecydowanie ograniczyli kompetencje zarządu. Teraz zarząd, jak chce zwiększyć zadłużenie o 30 mln, to się musi pytać rady nadzorczej o zgodę. Jak państwo sobie sprawdzicie statut spółki GetBack tuż przed transakcją, to się dowiecie, że jej zarząd na każde zadłużenie powyżej 1,5 mln zł, na podpisanie każdej umowy powyżej 1,5 mln zł, musiał prosić radę nadzorczą o zgodę. Dodatkowo miał wyznaczony niezależnie od wszystkiego całkowity limit zadłużenia. Na koniec 2015 r. wynosił 230 mln zł, literalnie wpisane. To jest po pierwsze, po drugie…
– Dziesięć razy mniej niż obecnie, tak?
– Tak jest i stąd wynikało to zadłużenie, tak niskie. Zadłużenie nie przekraczało mniej więcej ok. dwa razy EBITa. To znaczy, że tak naprawdę spółka z bieżących odzysków finansowych bez problemu w ciągu dwóch lat spłacała zadłużenie, zyski cashowo generalnie spółka realizuje w ciągu czterech-pięciu lat. Bardzo bezpieczny model biznesowy.
– Mogę przerwać na chwilę? Pytanie dodatkowe rodzi mi się od razu. Mówi pan, że jak GetBack był w pana stajni, to był czysty, tak? Był zdrowo zarządzany, nic pan tam nie zostawił, żadnych złych wierzytelności, które trzeba było potem przeszacować na przykład?
– Absolutnie nie, w stu procentach. To był zupełnie inny model biznesowy, próbuję właśnie wytłumaczyć. Bardzo się bałem spółki, która kupuje portfele na własną książkę. Niespecjalnie się na tym znam, więc trudno mi było wyrobić sobie zdanie, czy te portfele są dobrze wyceniane, czy nie. W związku z tym spółka realizowała taki model znakomitej większości, że znajdowała inwestorów zagranicznych na inwestycje w wierzytelności w Polsce. GetBack tworzył konsorcjum, z reguły wykładając 10–15 procent całej sumy na nabywany portfel, ale ci inwestorzy dawali już cały portfel GetBackowi do serwisowania. Był zatem bardziej firmą serwisową niż inwestycyjną, która inwestuje w portfele. Kto inny wkładał w nie pieniądze. I teraz już jest kwestia, czy oni efektywnie windykowali, czy nie. To jest kwestia, czy ci, którzy zainwestowali w portfele, byli zadowoleni, czy nie. Z chwilą kiedy myśmy sprzedali firmę, raptownie zaczęło rosnąć zadłużenie. W tej chwili wiemy, jakie jest, wynosi blisko 3 mld zł, 2800, przy niewiele większym zysku. W tej chwili jest strata i przy niewiele większej EBIT wcześniej mieliśmy 14 mld portfela – tak, jak zaznaczam, przy zadłużeniu 470 mln. W tej chwili mamy 28 mld portfela, czyli raptem dwa razy większy, ale przy zadłużeniu 2,85 mld, czyli sześć razy więcej.
– Czyli, jeśli dobrze rozumiem, definiuje pan problem w ten sposób, że ktoś pozwolił zarządowi – nowy właściciel – na takie kaskadowe zadłużanie się.
– To jest jedno, zmieniono model biznesowy, ale rozumiem, ponieważ tam wszedł inwestor, który się na tym zna. Ja się bałem tego modelu. Nie mówię, że jest zły, być może dobry. Poza tym, że zmieniono model biznesowy z firmy serwisowo-inwestycyjnej na przede wszystkim inwestycyjną, która inwestuje na własną książkę, to w dodatku postanowiono zrobić klasyczny błąd finansowania długich aktywów krótkimi pasywami. Mówiąc bardziej kolokwialnie, kupiono długie portfele, z których się będzie długo windykowało pieniądze, które się finansuje krótkim pieniądzem. Nie rozumiem, jak firma mogła budować taki model i w dodatku nie informować rynku o tym, że ostatnie emisje mogą być spłacone tylko pod warunkiem, że następne dojdą do skutku, bo firma z normalnego biznesu nie ma jak tego spłacić. Docelowo, jeżeli portfele nie były przeceniane, ja nie znałem żadnych informacji poza tymi, które są publicznie dostępne, ale generalnie, jeżeli całe krzywe od zysku z reguły obejmują 5–7 lat i prawdopodobnie szacowano, że z tych 28 miliardów te 3 miliardy się odzyska pewnie w ciągu 4–5 lat, może 6, a obligacje były 2-, 3-letnie – znaczna część z nich na żądanie – to jak to się miało złożyć?
– To na co oni liczyli pana zdaniem?
– Nie wiem, ale to się nie składa fundamentalnie. W pewnym momencie pan prezes czy zarząd zauważył, że mają tę dziurę. To jest moja spekulacja, żeby była pełna jasność. Zobaczył, że to w żaden sposób się cashflowowo nie złoży, i postanowił ogłosić emisję. Nie wierzę, żeby tam nie było dyskusji, po co ta emisja. Nie wierzę, żeby akcjonariusze nie mieli wtedy świadomości, jaka jest sytuacja. Informacja, że emisja jest potrzebna na rozwój, pojawiała się tam. Dokładnie przeczytałem komunikaty przed naszym dzisiejszym spotkaniem, że na rozwój i na refinansowanie, ale to refinansowanie jest gdzieś zakamuflowane. Nie, ta emisja była wyłącznie na spłatę bieżących obligacji.
– Obecny właściciel [Abris – przyp. aut.] twierdzi, że się dowiedział, jak przejął kontrolę nad zarządem, tzn. jak wprowadził swojego zarządzającego, pod koniec kwietnia chyba.
– Ja tego nie komentuję, ale przecież widział, duża część emisji była prywatnych, tak, że myśmy dostępu do tej wiedzy nie mieli, szeroki rynek, akcjonariusz miał, znaczy na pewno rada nadzorcza.
Włożyć 4–10 milionów złotych i wyjąć 850 milionów
„Dlaczego dziś uważam fundusz Abris za »słup« Leszka Czarneckiego? – zeznawał w 2018 roku Konrad Kąkolewski. – Najpierw muszę opowiedzieć, skąd się wziął GetBack. W grupie Leszka Czarneckiego stworzono wiele różnych projektów biznesowych po to, żeby je wyhodować czy sztucznie napompować, a następnie »skeszować«, czyli zamienić na pieniądze przez sprzedaż z zyskiem, albo przez giełdę, albo inwestorom branżowym”.
Na podstawie zeznań byłego prezesa Idea Banku Jarosława A.:
„GetBack został założony w 2012 roku przez spółki należące do trzech osób: Leszka Czarneckiego, Krzysztofa Rosińskiego i Radosława Stefuraka, czyli przez przewodniczącego rady nadzorczej oraz dwóch członków zarządu Getin Noble Banku – prezesa i wiceprezesa. W 2013 roku do spółki GetBack SA trafił Konrad Kąkolewski, kolega Rosińskiego z czasów wspólnej pracy w PZU. Został prezesem GetBack SA. Cała inwestycja tych trzech osób to cztery miliony złotych, dalsza część działalności i rozwoju GetBacku była finansowana przez spółki kapitałowo powiązane z tą trójką przez Open Finance TFI, Open Life TU oraz Getin Noble Bank [czyli do grupy Leszka Czarneckiego – przyp. aut.]. Śmiem twierdzić, że był to pierwszy taki schemat na rynku finansowym, łącznie z umową o kosztach. Wygląda to tak, że członek zarządu odpowiedzialny za windykacje sprzedaje swoje – to jest banku – portfele firmie, której jest właścicielem”.
Osoba wysoko postawiona w hierarchii banków i spółek Leszka Czarneckiego zwraca uwagę, że od początku nie działano transparentnie, GetBack założyły spółki zarejestrowane za granicą, na Cyprze i Malcie. Jego pierwszym prezesem został dyrektor Getin Noble Banku (GNB) odpowiedzialny za windykację, Dawid Popławski. Rozstał się z akcjonariuszami już po kilku miesiącach w wyniku nieporozumień finansowych, a przynajmniej tak się mówiło na korytarzach GNB.
– Zastanówmy się, jak powstał GetBack. Przy jego założeniu pracowali ludzie biorący wynagrodzenie z GNB i będący odpowiedzialni za działalność banku notowanego na giełdzie GNB. Do jego założenia wykorzystano zasoby w postaci ludzi (prezes Popławski był wcześniej szefem działu windykacji GNB i podlegał bezpośrednio członkowi zarządu Radkowi Stefurakowi), wiedzy (tzw. know-how o funkcjonowaniu procesów windykacyjnych), aktywów (portfele kredytowe GNB) i know-how banku (systemy, operacje, wycena portfeli kredytowych przeznaczonych do windykacji).
Akcjonariusz i osoby z zarządu założyły działalność, która powinna być rozwijana w ramach banku. Nikt z jego pozostałych akcjonariuszy nie został o tym poinformowany, nie było komunikatu o rozpoczęciu działalności w pewnym obszarze de facto konkurencyjnej dla banku.
Wewnętrznie tłumaczono to tym, że po kryzysie z lat 2008–2009 bank miał tak dużo złych kredytów, iż spółka GetBack ma zoptymalizować zarządzanie złymi portfelami i poprawić jego wyniki. Jeżeli jednak spółka GetBack mogła zarabiać na złych portfelach kredytowych, to znaczy, że działalność windykacyjna była opłacalna i bank również mógł ją prowadzić.
Czy było to działanie na szkodę akcjonariuszy mniejszościowych GNB? Najlepiej spytać analityków zajmujących się bankami na rynku – nikt tego nie rozumiał. Na pewno było to nieetyczne i łamało wszelkie zasady dobrych praktyk biznesowych.
Małgorzata Szturmowicz, członek zarządu Idea Banku:
„Strategia Leszka była zawsze taka sama. Tworzył spółki razem ze swoimi menedżerami, wkładając minimalny kapitał. Prowadziły działalność głównie dla podmiotów w Grupie Leszka (GetBack powstał właściwie na portfelach wierzytelności straconych z Getin Noble Bank). W momencie kiedy spółka osiągała już dobre wyniki, Leszek decydował, który bank lub inny mający środki podmiot z Grupy ją kupi. W ten sposób kupiono Tax Care do Grupy Idea Bank, Idea Money czy GetBack. Dzięki temu Leszek jako osoba prywatna bądź działając przez jedną ze swoich spółek, dostawał bezpośrednio pieniądze. Skoro nie mógł wypłacać dywidendy ze swoich banków, wynagradzał się w ten sposób. Przed IPO w 2015 roku Idea Bank kupiła tak dwa podmioty: GetBack i Idea Money”.
Na podstawie zeznań byłego prezesa Idea Banku Jarosława A.:
„Wydaje mi się, że z Getin Noble Banku zostały też wyciągnięte inne aktywa: ludzie, know-how. Był to rok 2012. Trzej akcjonariusze chyba w 2014 lub 2015 roku sprzedali GetBack Idea Bankowi za 285 mln zł. Byłem wówczas prezesem zarządu tego banku. Decyzję podjął Leszek Czarnecki. Na spotkaniu ze mną powiedział, że dobrze by było, gdyby Idea Bank kupił GetBack, bo to pasuje do jego strategii. Nie całkiem się z tym zgadzałem, bo Idea Bank prowadził działalność w obszarze mikroprzedsiębiorców, a GetBack – w dużych portfelach wierzytelności. W wyniku emisji akcji Idea Banku pozyskano pieniądze, którymi zapłacono za kupno GetBacku, a nadto w kolejnym roku wypłacono 70 mln zł w gotówce Leszkowi Czarneckiemu, Krzysztofowi Rosińskiemu i Radosławowi Stefurakowi za wyniki w GetBacku”.
Małgorzata Szturmowicz, członek zarządu Idea Banku:
„GetBack w ogóle nie pasował do oferty i struktury Idea Banku. Od początku mówiliśmy to Leszkowi Czarneckiemu. Baliśmy się zbyt dużego zadłużenia (w momencie sprzedaży spółki zadłużenie GetBacku wynosiło 450 mln zł), dlatego GetBack miał w statucie bardzo duże ograniczenia związane z zadłużaniem się poprzez emisje obligacji”.
Po dwóch latach akcjonariusze zaczęli szukać kupca na GetBack SA. W lipcu 2014 roku został on kupiony do grupy Idea Bank SA przez Ideę Expert SA za cenę 250 mln zł powiększoną o premię w wysokości 75 mln zł, wynikającą z klauzuli związanej z osiągnięciem dobrych wyników GetBacku za 2015 rok. Kwota 250 mln zł została zapłacona akcjami Idea Banku, natomiast 75 mln zł – w środkach pieniężnych. W marcu 2016 r. Idea Expert oraz spółka należąca do Idea Banku SA – Getin International zawarły umowę, na podstawie której Idea Expert wniosła do Getin International wszystkie akcje GetBack SA.
Mój rozmówca dodaje:
– W czwartym kwartale 2015 roku transakcję zakupu GetBacku przez Idea Bank przynieśli i zaproponowali Krzysztof Rosiński oraz Leszek Czarnecki. Transakcja była w pełni popierana przez wszystkich akcjonariuszy GetBacku. Radosław Stefurak pełnił wówczas funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej GetBack SA, Krzysztof Rosiński – jak zawsze – był schowany daleko za swoje spółki maltańskie lub cypryjskie. Transakcję zaakceptowała Rada Nadzorcza Idea Banku. GetBack był wówczas spółką średniej wielkości, na 31 grudnia 2013 r. miał 126 mln zł sumy bilansowej. Główne jego relacje biznesowe były związane z podmiotami kontrolowanymi przez jego akcjonariuszy.
Konrad Kąkolewski w zeznaniach tak mówił o sprzedaży GetBacku do Idea Banku:
„Beneficjentem sprzedaży GetBacku do Idea Bank SA po zawyżonej cenie był Leszek Czarnecki. (...) Wiem z rozmowy z Jarosławem A. [byłym prezesem Idea Banku – przyp. aut.], że był on wściekły, ponieważ polecono mu wykonać tę transakcję bez zbadania spółki, więc nie był pewien jakości firmy”.